Nie da się zapomnieć Twojego życia...

Nie da się zapomnieć Twojego życia...!!! Niczym Anioł pojawiłaś się w moim życiu. Miałaś wówczas 9 miesięcy, spędzonych przy boku swej biologicznej matki, kobiety na życiowym wówczas zakręcie. Pojawiłaś się kruszynko taka maleńka... Oczęta zbiegały Ci się u noska, by zaraz potem figlarnie strzelić ku uszom.... Maleńkiej główki nie zdobił prawie żaden włos, a już kilka lat później zazdrościłam Ci warkocza grubości mej ręki. Z rozczuleniem wspominam Twoje pierwsze kroki i dziecięce "siamasiam" (przepraszam) i "posiłaki" (kosi-łapki).
Ten blog to miejsce Twoje i moje. Miejsce pamięci o Tobie i miejsce oswajania śmierci i żałoby. To także miejsce mojej walki z izolacją żałobnika i jego samotnością wśród ludzi. Miejsce, w którym uczę się żyć na nowo..., inaczej, bo BEZ CIEBIE.

piątek, 9 grudnia 2011

2011.10.29 – Kiedy umiera dziecko....

Kilka dni temu natknęłam się na artykuł Magdaleny Rams pod tytułem „Kiedy umiera dziecko ...” (czasopismo „Psychologia i Rzeczywistość”, nr 3/2003). Rozpoczyna się on wierszem:

Gdy coś zbliża się nieuchronnie,
Nie chcemy o tym wiedzieć,
To nie ma prawa być nieuniknione,
Nie tak.
Nie teraz.
Nie w ten sposób.
Pojawia się zbyt wcześnie i zbyt nieoczekiwanie.
To, co nieuchronne
Jest potwornie przedwczesne.
Powinno przyjść dopiero później.
Jutro. Za rok. Za sto lat.
Gerhard Zwerenz – „Miłość w Szwecji

Nie będę silić się na składne kompilowanie treści opracowania, przytoczę natomiast te fragmenty, które mnie poruszyły:
***
 „(...) Jeszcze niedawno śmierć traktowana była jako nieodłączny element cyklu życia. Większość ludzi umierała w domu, otoczona rodziną i przyjaciółmi. Dzieci były świadkami procesu umierania, uczestniczyły w pochówku i obrządkach pogrzebowych. Dziś wiele naszych wysiłków, aby przedłużyć życie i zminimalizować ból po stracie bliskich, prowadzi do emocjonalnego zaburzenia ludzi. Nasze cierpienie pozostaje nie spełnione.
Ponad 60% procent z nas umiera w instytucjach, takich jak szpitale i domy starców. Wraz z postępem medycyny i heroicznymi przedsięwzięciami mającymi na celu przedłużenie życia, umierającego człowieka pośpiesznie transportuje się do najbliższego szpitala i przekazuje w obce ręce, aby poddać go akcji pobudzenia serca, podłączyć do monitora, nakłuwać, ostukiwać, opukiwać budzącymi strach przyrządami – podczas gdy on umiera. Śmierć postrzegana jest jako wróg, którego trzeba za wszelką cenę pokonać, a nie jako coś, co jest naturalne i nieuniknione. Po śmierci ciało zostaje zabrane do kostnicy lub do domu pogrzebowego, gdzie obcy balsamują je, ubierają, perfumują i upiększają kosmetykami, aby stworzyć iluzję życia.
Niegdyś ludzie umierali w domach, w których przeżyli większość życia. Często byli świadomi tego, że umierają, chyba, że śmierć spowodowana była wypadkiem lub nagłą chorobą. Umierający człowiek miał szansę na ostateczne przerwanie swoich emocjonalnych więzi z życiem w znajomym mu otoczeniu. Podczas ostatnich chwil otaczali go czuwający członkowie rodziny i przyjaciele, aby go pożegnać na zawsze.
Po śmierci człowieka członkowie jego rodziny zajmowali się pogrzebem. Kobiety myły i ubierały ciało, podczas gdy mężczyźni zbijali trumnę i kopali grób. Była to wspaniała sposobność, aby oddać ostatnią posługę temu, który odszedł, i pogodzić się z kresem jego istnienia – pożegnać go z szacunkiem i miłością.
Ciało było często chowane na terenie gospodarstwa, gdzie ci, co pozostali, zwykli traktować osobę zmarłą jako część środowiska, w którym żyli. Przez kilka pierwszych dni po pogrzebie przyjaciele i sąsiedzi przynosili żałobnikom jedzenie i ofiarowywali wsparcie. W dawnych zbiorowościach wiejskich śmierć i żałoba były udziałem wszystkich członków rodziny. Kontakt z umierającym pomagał im postrzegać śmierć nie jako zjawisko obce i potworne, ale jako nieodłączną fazę naturalnego cyklu. Nasze szczątkowe i spłycone obrzędy żałobne i pogrzebowe spowodowały, że kontakt ten został utracony. W miarę jak ludzie zaczęli przenosić się ze wsi do miasta w celu podjęcia pracy, negacja śmierci stała się kulturowym zjawiskiem naszej cywilizacji.
Medycyna, uważając śmierć za wielkie niepowodzenie, zwielokrotniła wysiłki, aby pokonać tego wroga za pomocą coraz bardziej wyszukanej technologii. W szpitalu śmierć, która zawisła nad człowiekiem, spotkała się z zaprzeczeniem najpierw ze strony personelu medycznego, następnie ze strony rodziny. Umierającemu człowiekowi śmierć zaczęła jawić się jako przeciwnik, któremu trzeba stawić opór. Ta walka o życie, gdy wszystkie moce sprzysięgły się przeciwko niemu, zawsze była ostatnią, straconą bitwą i kończyła się klęską ostateczną.
Uległy zmianie zasady porozumiewania się między umierającym a rodziną. Prawda zmieniła swoje oblicze. W proces umierania wkradły się kłamstwa. Zaczęli kłamać lekarze, pielęgniarki, członkowie rodziny i w końcu zaczął kłamać konający człowiek. Temat stał się tabu, owiany tajemnicą, zakryty welonem obłudy. Wszyscy zaczęli udawać, że śmierć jest czymś nierzeczywistym, złudzeniem. Krewni zaniechali nocnych czuwań przy łożu chorego, przychodząc i odchodząc zgodnie z godzinami wizyt wyznaczonymi przez szpital. Jednak wielu z nas obawia się samotnej śmierci, wśród obcych, gdzie nie są otoczeni troską i miłością najbliższych.
Z faktu, iż śmierć traktowana jest w naszej kulturze jako temat tabu, wynikają dalekosiężne skutki, zarówno dla umierających, jak i dla tych, co pozostają. Tym, którzy dobiegają kresu swojej wędrówki, rozmyślnie odmawia się emocjonalnego oczyszczenia, zrzucenia z siebie ciężaru niedomówień przez powiedzenie słowa „żegnaj”, prośby o przebaczenie lub udzielenie go innym, przez uznanie krzywd wyrządzonych w trakcie życia. Jest niesłychanie trudno spełnić to zadanie, jeśli ci, z którymi chcesz odbyć rozmowę, na twoje wysiłki odpowiadają wymijająco: „No jeszcze przecież nie umierasz” lub „Nie chce słyszeć słowa więcej”.
Negacja śmierci może wydać się dobrym sposobem na złagodzenie własnego cierpienia, ale w rzeczywistości odnosi skutek wręcz odwrotny. Negując śmierć, zaprzeczamy tym samym naturalnemu cyklowi, w którym jest ona nieuchronnym następstwem życia. Nikomu nie udało się uniknąć śmierci. Życie jest dla nas kopalnią najrozmaitszych doświadczeń. Są dobre czasy i są złe. Czas smutku, rozczarowań, frustracji i żalu oraz czas radości, miłości i szczęścia. Śmierć jest dla nas kolejnym i ostatnim doświadczeniem. Większość z nas goni za szczęściem, unikając bolesnych i niepożądanych emocji. Żyjemy w świecie mglistych mitów, głoszących, że szczęście jest jedynym możliwym do przyjęcia stanem bytu.
„...stało się moralnym i społecznym obowiązkiem przyczyniać się do zbiorowego poczucia szczęścia, unikając wszystkiego, co mogłoby wywołać uczucie smutku lub znużenia, stwarzając pozory radości nawet wtedy, gdy jest się w otchłani rozpaczy” (francuski filozof Filip Aries). Nikt nie jest szczęśliwy przez całe życie. To właśnie te bolesne doznania powodują, że rozwijamy się, stajemy się wrażliwsi, współczujemy i okazujemy troskę tym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, głębiej wnikamy w system wartości i swoje emocje. Choroba i śmierć nie należą do wydarzeń szczęśliwych, a ponieważ tak bardzo kontrastują z naszą irracjonalną pogonią za szczęściem, szukamy ich zaprzeczenia, tak w sobie, jak i w innych (...) ”

***
Czytając ten artykuł wspomniałam swoje „dwie śmierci” opisane w poście „2011.10.28  - Tabu...” (http://joannainmemoriam.blogspot.com/2011/12/20111028-tabu.html). Wraz z ostatnią kropką postawioną w artykule przez autorkę nabrałam przekonania, że nowa jakość życia narzucona przez postęp cywilizacyjny dokonała gwałtu na sumieniu ludzkości. Brutalnie i bezlitośnie odcięła nam dostęp do swobodnego wyrażania niepokojących nas uczuć. Odmówiła też osobie umierającej prawa do zakończenia spraw ziemskich ze szczerością i w poczuciu rzeczywistości.

Nieumiejętność odnalezienia się w sytuacji obcowania ze śmiercią pozbawia nas tak naprawdę istoty naszego człowieczeństwa. Czy możemy odwrócić ten stan? Myślę, że tak! Po prostu rozmawiajmy o śmierci i bądźmy jej świadkami. Przestaniemy wówczas doświadczać jej niesamowitego ubóstwa wynikającego z faktu, że miejscem na śmierć stał się szpital czy hospicjum. Tylko w taki sposób możemy przywrócić śmierci jej naturalność i godność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz