Nie da się zapomnieć Twojego życia...

Nie da się zapomnieć Twojego życia...!!! Niczym Anioł pojawiłaś się w moim życiu. Miałaś wówczas 9 miesięcy, spędzonych przy boku swej biologicznej matki, kobiety na życiowym wówczas zakręcie. Pojawiłaś się kruszynko taka maleńka... Oczęta zbiegały Ci się u noska, by zaraz potem figlarnie strzelić ku uszom.... Maleńkiej główki nie zdobił prawie żaden włos, a już kilka lat później zazdrościłam Ci warkocza grubości mej ręki. Z rozczuleniem wspominam Twoje pierwsze kroki i dziecięce "siamasiam" (przepraszam) i "posiłaki" (kosi-łapki).
Ten blog to miejsce Twoje i moje. Miejsce pamięci o Tobie i miejsce oswajania śmierci i żałoby. To także miejsce mojej walki z izolacją żałobnika i jego samotnością wśród ludzi. Miejsce, w którym uczę się żyć na nowo..., inaczej, bo BEZ CIEBIE.

sobota, 3 grudnia 2011

2011.10.17 - Aniele Mój...


PUSTKA ..... i BÓL.... !
A ja.... WYJĘ.... !

Bezgłośnie pytam:

Aniele Mój...  Powiedz, czy możesz schować mnie w swych ramionach? A w skrzydłach swych osuszyć moje łzy?

A gdzieś w tle toczą się ciche rozmowy z przyjaciółmi:


Gdzie kończy się rozpacz matki po śmierci własnego dziecka...??? Mój mózg nie może tego ogarnąć ....... 
- Ewik, ona nigdy nie kończy się..... Trwa ...., tak jak miłość....

Choć rozpacz przechodzi ludzkie pojęcie, to uwierz, że Joasia jest blisko, całkiem niedaleko, zaledwie po drugiej stronie....
- Jak wypełnić pustkę po NIEJ? Serce rozpaczą mam skute! Tak daleko nam do siebie.... I choć sercu zawsze blisko, to dłoniom tak strasznie daleko.....

Przyjaciółko Droga wiem, jak jest Ci ciężko. Towarzyszyłam Ci w ten ostatni bardzo dla Was trudny czas. Miałam szczęście poznać Asiulę i tak trudno mi się pogodzić, że już jej nie zobaczę. Ale nic to, nic...., przecież się spotkamy, tylko trochę trzeba poczekać..... 
- Emi, jak zmienić to co boli?

Jesteśmy Tu na chwilę tylko.... Ten Dar Mario Jest z Tobą i w Tobie.
- Śmierć ukochanych jest też śmiercią nas samych, bo coś w nas umiera, już nie jesteśmy tacy sami...  
- Nie, nie jesteśmy,, ale to nie znaczy, że coś w nas umiera. Chyba, że tego chcemy.... Daj sobie czas, Mario. Daj sobie szansę ukojenia. Ja mam wiarę, że nasi ukochani są z nami. Inaczej...ale są. 
- Ulka...., cierpię...! Bardzo... ! NIE CHCĘ jednak czasu spędzać biernie i z rezygnacją. Czekać, aż ból mnie...., bo on nigdy nie minie! NIE CHCĘ tkwić w egoizmie własnego cierpienia i zamykać się w sobie. CHCĘ przepracować to cierpienie...., dla siebie! Ale do tej pracy potrzebuję drugiego człowieka, po prostu. Sama nie dam rady..... Milczenie, obojętność, puste słowa pociechy są jak „bierne” przyzwolenie na eutanazję,… eutanazję na żyjącym nadal organizmie.... Czujesz ten dreszcz...? Brrr....! 
- Widzisz....a to dlatego że nie potrafimy obcować ze śmiercią, jakby jej nie było. Sama nie umiałam i dziś nie jest mi łatwo, ale od kiedy kolejni ludzie umierali mi na rękach, uczę się jej istnienia. I akceptacji... pewnie z bezsiły? Napisałam, abyś dała sobie czas, bo teraz jest czas cierpienia i bólu. Nie można go wymazać i przejść do następnego etapu. Nie umiem powiedzieć jak przecierpieć... (bo kto by potrafił), ale pewnie idzie czas pamięci i szukania Jej w sobie. A inni.... nie mamy, albo nie chcemy mieć, zdolności współodczuwania. A do tego strach i zwykła ludzka bezradność. Tak naprawdę, zawsze jesteśmy sami, choć nie samotni. Dasz radę Mario. Człowiek jest jak dyjament otulony kamieniem. Zatańczysz...!

***
A mnie tak trudno jest pogodzić się z tą nową rzeczywistością...... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz