Dialogi ze „słoniem”...
1. Czy muszę nauczyć się udawać, że sobie
poradziłam i wszystko jest już OK, jeśli nie chcę być traktowana w ten sposób? To
było by najgorsze, co mogłabyś sobie zrobić teraz. Bo żal i ból wyrazić
trzeba... A o towarzyszenie w ciszy jakoś nam najtrudniej. „Słoń w pokoju”, to
bardzo trafne.
-
Tak strasznie mi trudno..... nauczyć się z tym żyć...
Czasu trzeba, oj trzeba... Teraz jeszcze wydaje się, że nie
dasz rady. Płacz...... Łzy wypłukują gruz z organizmu. Żal wypowiadany nie
zniknie całkowicie, ale zrobi lukę. Lukę na zmuszanie się, a z czasem chęć
do...życia. Przytulam Ciebie słowem....
2. Nie wiem co czujesz, ale z całą pewnością nie chcę
tego doświadczyć, bo nie potrafię sobie tego wyobrazić... Nie ukrywaj bólu, mów
do nas o nim... wszystko...
- Boli, bardzo boli.... Śmierć Joasi to też śmierć jakiejś
części mnie samej. Ja żyję, muszę odrodzić się na nowo, bez NIEJ, inaczej....
JAK?
Nie wiem... Może pomyśl czego Joasia chciałaby dla Ciebie...
A może po prostu krok za krokiem...
3. Myślę że Joasia chce, abyś uczyła się dotykania
codzienności taką, jaka jest. Z Joasią i bez niej.
- Dotykam tej codzienności.... i ona boli, bardzo boli.....
Krzyk mój echem tylko odbija się..... Wokół oczy trwożliwie spuszczone, ręce
uciekają za plecy, nogi śpiesznie odchodzą..... I cisza, która plecy me zgina i
łzy bólu z oczu wyciska.... Jak nauczyć się żyć na nowo? Jak nauczyć się żyć
dla tej obojętności przechodzącej obok?
4. Hmmm...trudno znaleźć słowa przy takiej stracie...
Ja nie straciłam nikogo tak bliskiego, ale mam wyobrażenie, jak to może być...
- Nie Elu, cokolwiek wyobraźnia Ci podpowie, to i tak nie masz
pojęcia CO to jest i JAK czuje się rodzic, który stracił dziecko! Odeszła moja
mama, potem tato... każdą z tych śmierci przeżyłam mocno, ale jakoś inaczej,
jakby łagodniej. Bo odejście rodziców jest jakby wpisane w naturę. Śmierć
dziecka, jest natomiast zaprzeczeniem i przerwaniem cyklu natury..... Jest
przerwaniem ciągłości życia....
Rodzimy się i umrzemy kiedyś... Od czasu, gdy bardziej
choruję myślałam o tym, jak to będzie z moją matulą, gdyby mi się coś stało...
I najbardziej nie daje mi spokoju, że nie umie obsługiwać kompa i sobie nie
wydrukuje faktury za telefon, telewizję, net, ale mam przeczucie, że byłoby z
nią bardzo źle. Rozmawiałyśmy trochę o tym, bo to nigdy nic nie wiadomo i
powiedziałam parę rzeczy, żeby wiedziała, że jest dla mnie ważna, mimo różnych
takich nieporozumień, żeby wiedziała, bo takich rzeczy nie mówię codziennie...
- Zacznij mówić codziennie..... Potem jest tylko żal, że nie
zdążyłam....., nie dałam komuś szansy na powiedzenie czegoś....
Jedni unikają rozmów o śmierci, drudzy za bardzo o niej
myślą... Ja dość często jakoś myślę, ale już mniej boje się, niż parę lat
temu... Śmierć jest czymś niepojętym, okryta tajemnicą, a droga do niej czasem
prowadzi przez ból i cierpienia. Może kiedyś przestanę się jej bać, pozostanie
tylko niepokój... Ja przynajmniej w sercu mam wpisaną wieczność i cokolwiek tam
będzie, będzie cd lepszy.
- Uważam, że śmierci nie powinno bać się, bo jest to wówczas
uczucie destrukcyjne. Mówić o niej to znaczy oswajać się z nią i przestać żyć w
lęku. Wtedy dostajemy szansę, by umierać spokojnie i godnie....
Joanna jest cudnym Aniołkiem, a może już zaczęła nowe
życie... Tobie życzę z całego serca, aby czas ukoił ból i abyś mogła normalnie
żyć, z Nią w sercu, godząc się na to. Bo mawiają, że tak pozwala się duszom iść dalej...
- Tak trudno jest mi uczyć się nowego życia..... I nie o czas tu
chodzi, bo ten ran nigdy nie zabliźni. Chodzi o człowieka...... i jego
obecność, dla której warto jest uczyć się żyć „po nowemu”....
... i obok „słonia”...
1. Bezsilność i bezradność... I nieumiejętność
zdjęcia przynajmniej grama bólu... A czasem wystarczy zwykle trzymanie za
rękę... obecność... prawdziwa, a nie unikająca...
- I tak sporządzimy listę powinności, zaleceń, uchybień..., a
przecież chodzi o to, by choć odrobinę - BYĆ...
Dokładnie tak... Z a nie OBOK
2. To wbrew naturze pochować swoje dziecko... Słowa
pociechy na nic tu, przytulam tylko...
- A co rozumiesz przez pojęcie „słowa pociechy”?
Wszystkie słowa... Nie będę wymieniać, bo i po co. Slogany
typu „czas leczy rany”... ehhh.. Najważniejsza jest obecność, przytulenie,
wysłuchanie... Pozwolić wykrzyczeć swój ból...
- Tylko czasami nie ma komu go wykrzyczeć, do kogo się
przytulić, nie ma komu opowiedzieć. Jest pustka i wokół pusto.... Tylko cienie
zdają się barwić świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz